Nazywam się Miłosz Jaksik. Określam siebie Łyżkarzem Śląskim, ponieważ moje serce skradła drewniana łyżka i inne utensylia kuchenne, które wytwarzam, a poza tym mieszkam na Śląsku. Na co dzień „rzeźbię” w kodzie stron internetowych i tworzę inne nierzeczywiste rzeczy na komputerze. Drewno to moje hobby i pasja, to coś, co w przeciwieństwie do cyfrowych form, można dotknąć i poczuć. Rzeźbienie łyżek pochłania mnie, wycisza i relaksuje. Daje mi poczucie sprawczości, zwiększa wiarę w siebie oraz, co najważniejsze, zwiększa poczucie własnej wartości.
Kocham naturę i przyrodę, las i góry. Uwielbiam ciszę, i przebywanie z dala od zgiełku miasta. Drewno jest tak wdzięcznym materiałem… Samodzielnie można zrobić z niego tyle rzeczy…. krzesła, stołki, stoły, naczynia, talerze, miski, sztućce, chochle, łyżki, szpatuły, widelce, pudełka, pojemniki, kubki, deski do krojenia, wieszaki na ubrania. Odkąd strugam nauczyłem się patrzeć dookoła siebie, patrzeć nisko i zauważać drzewa. Podziwiam każde z nich. Zerkam kątem oka na boki, kiedy jadę samochodem i wypatruje złamanych gałęzi, powalonych pni. A nuż coś będzie do zebrania. Uwielbim zapach świeżego drewna, kiedy je obrabiam. Wspaniałą, oszałamiającą woń wiśni, świeży zapach śliwy i jaworu oraz niepowtarzalny zapach świeżego buka.
Najczęściej rzeźbię w drewnie owocowym: czereśni, wiśni, mirabelce, gruszy, śliwie i jabłoni, ale lubię też brzozę, klon i wierzbę za ich łatwość w obróbce. Buk trafia się rzadko, ale bardzo go cenię za wytrzymałość. Nie używam porowatego drewna takiego jak dąb czy jesion, gdyż w porach gromadzą się resztki jedzenia, które potem się psują, a dodatkowo dąb ma taniny zmieniające smak. Gotowe łyżki i inne wyroby zabezpieczam tradycyjnie, pokrywając je olejem lnianym.
Jakiś czas temu zacząłem prowadzić warsztaty dla dzieci ze strugania, ale o tym później.
Jak to się zaczęło
Można powiedzieć, że moja przygoda ze stolarstwem zaczęła się jeszcze przed moimi narodzinami. Jeden dziadek – Franciszek był sztukatorem i zajmował się też snycerką, a drugi – Jan, miał warsztat ze strugnicą i potrafił wykonać wiele rzeczy dla swojego gospodarstwa. Uwielbiałem przesiadywać w warsztacie dziadka i przeszukiwać półki, szuflady, miejsca z narzędziami i gwoździami, które wbijałem w jakąkolwiek deskę. Kiedy byłem mały, na urodziny otrzymałem niewielką drewnianą skrzynkę z prawdziwymi narzędziami stolarskimi. Była tam piła, mały strug, dłuto, młotek, drewniany kątownik i śrubokręt. Piłowałem zapamiętale i wbijałem gwoździe. Potem miałem długą przerwę…
Do drewna wróciłem, kiedy miałem już swoje dzieci. Moja mama przeglądając stary niemiecki magazyn modowy z wykrojami „Burda” zauważyła projekt składanego domku ze sklejki. Pomyślałem, że przecież mogę to sam zrobić. Przeprojektowałem oryginał i zrobiłem Domek
Parawan dla swoich dzieci. Zabawy miały co niemiara! 🙂
W międzyczasie na YouTube zobaczyłem kilka pierwszych odcinków Dom i Drewno, gdzie Jarek Ostaszewski prezentował piły japońskie. To było wspaniałe – nareszcie ostre narzędzia prosto ze sklepu (zakupioną wcześniej piłą marketową można było piłować co najwyżej banany a nie
drewno)! Piłowania „japończykami” było co niemiara – powstały dekoracyjne domki i podkładki.
Czytałem też bloga Paula Sellersa, mojego pierwszego mentora. Ten brytyjski stolarz tradycyjny poprzez swojego bloga pokazał mi, że można pracować w drewnie bez użycia maszyn i, że jest to osiągalne dla każdego. Wystarczy zestaw prostych narzędzi, niekoniecznie nowych. Wszystko było super, ale pojawił się problem przestrzeni warsztatowej: zajmowałem stół w kuchni, gdzie przygotowywałem skrzynki ze sklejki oraz inne rzeczy a narzędzia trzymałem w pudełkach poupychanych tu i ówdzie (tak jest do dziś). Największym wyzwaniem była kuchenka ze sklejki, ciut większa niż ta ze szwedzkiego marketu meblowego – ledwo się mieściła na stole. Aha – stół z blatem z MDFu jest jedyną idealnie płaską powierzchnią w moim mieszkaniu 😉 Swoje stolarskie rzeczy przeniosłem do budynku, w którym pracuję na co dzień. W nieużywanych pomieszczeniach miałem „dziki” warsztat, gdzie mogłem w wolnych chwilach realizować swoją pasję. No i było też miejsce na wszelakiego typu drewno paletowe, meble z odzysku itp.
Noże do strugania łyżek
Z nożami było tak: wiosną w czasie komunijnym, odwiedzaliśmy całą rodziną moją kuzynkę, której mąż interesował się survivalem. Paweł miał kilka sztuk różnorakich noży i robił także własne. Poprosił swoje dzieci o przygotowanie i rozpalenie ogniska. One wzięły swoje noże, kawałki drewna i zaczęły je batonować na szczapy. Trochę zestrugały wiórów na rozpałkę i rozpaliły ogień. Patrzyliśmy na to oniemiali. Razem z synem pożyczyliśmy po nożu i zaczęliśmy po prostu strugać wióry i batonować szczapy. To nas totalnie pochłonęło! Siedmioletni wtedy syn w skupieniu strugał kolejne patyki przez następne cztery godziny. Ja poczułem, że to narzędzie może kształtować drewno. Natychmiast zakupiłem parę noży Mora Basic, a potem kolejne i pozarażałem struganiem znajomych. Na początku służyły do strugania kosturów w górach na każdej wycieczce. Moje dzieci do dzisiaj z nich korzystają. Potem zacząłem rzeźbić nimi łyżki.
Drewniane łyżki
Objawieniem było przeczytanie wpisu Paula Sellersa o rzeźbieniu łyżki. Nie takiej do jedzenia stołowej, ale bardziej do nakładania potraw czy dekoracji. Wow! Potrzebowałem tylko siekiery i dłuta wklęsłego. Siekierę marketową kupiłem i zmodyfikowałem wg zaleceń, dłuto zakupiłem, a
ojciec akurat ściął gruszę, więc miałem w czym wybierać, jeśli chodzi o drewno. Moja pierwsza łyżka powstawała w bólu, bo wybrałem sękaty kawałek gruszy. Ale udało mi się wykonać pierwszą łyżkę. Potem było już z górki. Każdy wyjazd wakacyjny kończył się ładowaniem podarowanego drzewa w każdy wolny kąt samochodu. W internecie znalazłem mnóstwo informacji o łyżkarstwie i o zielonym stolarstwie. Czytając książki i blogi mistrzów zdobywam wiedzę o świeżym drewnie i doskonalę się w rzeźbieniu nie tylko łyżek.
Narzędzia potrzebne do zrobienia drewnianej łyżki?
Najwspanialsze jest w tym to że potrzebuję tylko kozika czyli noża slojdowego, noża łyżkowego wygiętego i siekiery oraz piły. Cały ten zestaw zajmuje niewiele miejsca w plecaku, no może poza siekierą. Strugam na przystanku, w parku na ławce, kiedy czekam na córkę mającą zajęcia, na
wakacjach i w pracy. Mogę strugać na każdej wycieczce, na każdym spacerze, na każdym wyjeździe. Właściwie w każdej chwili i sprzyjających warunkach. Na balkonie mam zgromadzone przez lata kawałki drewna różnorakiego czekające na swoją kolej. Kiedy widzę gdzieś osamotniony pieniek czy inną gałąź, to żal mi go tak zostawić. Wtedy przygarniam znalezisko i układam w „poczekalni „.
Warsztaty strugania dla dzieci
Poprzez działania manualne ludzie rozwinęli umysł i intelekt. Ręka jako podstawowy organ jest naszym narzędziem kontaktu ze światem materialnym. Rękami odczytujemy fizyczność otoczenia i właściwości materiału – ręka jest narzędziem zmysłów.
Slojd (oryg. Slöjd) – to nauka zręczności. To wywodzący się ze Skandynawii system nauczania prac ręcznych w drewnie, metalu, tekturze, wiklinie. Wprowadzony na przełomie XIX i XX wieku do szkół jako odrębny przedmiot i pozostający tam do dziś. W Polsce zaadaptowano go i
wprowadzono do szkół na początku minionego stulecia. Slojd przysposabiał młodzież do codziennego życia. W szkołach wiejskich pracowano z materiałem powszechnie dostępnym: wikliną, łykiem, szuwarem czy słomą. W szkołach miejskich uczono: introligatorstwa, rzeźby, stolarstwa, snycerstwa, tokarstwa, ślusarstwa.
Praktycy zauważyli, że prace ręczne:
- „wpływają korzystnie na rozwój fizyczny dzieci i młodzieży poprzez: zaspokajanie naturalnej potrzeby ruchu, ćwiczenie mięśni oraz kształtowanie umiejętności dostosowania wysiłku fizycznego do oporu materiału, co wpływa korzystnie na przystosowywanie się dziecka do otoczenia;”
- „wpływają korzystnie na rozwój umysłowy poprzez: dostarczanie wiedzy o właściwościach fizycznych różnych materiałów, przedmiotów, o ich użyteczności ekonomicznej, o sposobie posługiwania się narzędziami potrzebnymi nie tylko w obszarze robót ręcznych, ale także w życiu codziennym; kształcenie dyspozycji, tj. zdolność obserwacji, porównywania materiałów i narzędzi, którymi się rozporządza w konkretnym działaniu, wyobraźni i fantazji, refleksji, a wraz z nią początków naukowego myślenia; zsynchronizowanie pracy umysłu, wzroku i ręki, wyrabianie poczucia smaku estetycznego;”
- „przyczyniają się do rozwoju moralnego i społecznego poprzez wdrażanie do rzetelnej pracy, uczciwego współzawodnictwa, poczucia własnej wartości, poszanowania pracy ludzkiej, altruizm i pracę w zespole”.
[M. Uberman, Prace (roboty) ręczne wyzwaniem dla edukacji dziecka XXI wieku, dz. cyt., s. 46.]
Dlatego właśnie prowadzę zajęcia z zielonego stolarstwa dla dzieci.
Kiedy przekazuję bardzo ostry nóż dziecku, robię to z pełnym zaufaniem do niego, z wiarą w jego własne umiejętności i wiedzę. Dzieci przyjmują z powagą do wiadomości zasady bezpieczeństwa. Na warsztatach obserwuję, jak manualne zajęcia pochłaniają dzieci. Jak przelewają swoje własne
pomysły na struganego patyka. Czasem się skaleczą, ale to nie zniechęca ich do dalszego działania! Wzrasta ich wiara we własną sprawczość!
Podczas zajęć pracują wszystkimi zmysłami:
- oczami kierują rękę z piłą,
- uszami słyszą gładkość cięcia,
- zachwycają się zapachem ciętego drewna,
- palcami oceniają powierzchnię,
- ważą siłę nacisku na narzędzie.
Niektórym nie jest łatwo przyjąć, że za pierwszym razem gałąź została krzywo upiłowana, że piła się klinuje, albo nóż nie tnie pod włos i wyrywa włókna. To nauka cierpliwości, akceptacji własnych umiejętności i odpuszczania wygórowanych oczekiwań wobec siebie czy materiału. Na warsztatach dzieci odpoczywają, choć fizycznie dają z siebie wszystko. Kiedy dodamy do tego rodziców, wspierających, towarzyszących i strugających razem z dziećmi, to otrzymujemy wspaniały tygiel, gdzie kłębi się twórczość i pogłębia relacja!
Co dalej z tymi łyżkami?
Łyżkarstwo, zielone stolarstwo czy slojd, to tematy rzeka, to punkty wyjścia do kolejnych dziedzin rzemiosła. Liczę na to, że na warsztatach dzieci będą opanowywały stopniowo posługiwanie się kolejnymi narzędziami. Co z kolei pozwoli im na tworzenie co raz bardziej wymagających przedmiotów. Od patyka do łyżki, od gałęzi do krzesła.
Zachęcam wszystkich do strugania. Do wyciągnięcia scyzoryka i pójścia do lasu z dziećmi, aby po prostu postrugać. Kto wie, co z tego wyjdzie i co się potem wydarzy?
Zapraszam do kontaktu:
https://www.instagram.com/milosz.jaksik/
Pozdrawiam serdecznie!
Miłosz Jaksik.
Pierwsze próby strugania łyżki lepiej podjąć używając mokrego czy suchego drewna? Jakiego gatunku najlepiej użyć na początku?
Najłatwiej jest pracować w mokrym drewnie, polecana jest szczególnie brzoza. Jednak w trakcie wysychania może popękać.
Można też strugać łyżki w suchym drewnie. Najłatwiej będzie w drewnie lipowym, ew. olchowym. Każdy inny rodzaj drewna też się nadaje (np klon, orzech, drewno owocowe), jednak będzie to już zdecydowanie trudniejsze, ze względu na twardość drewna.
Warto taką wyrzeźbioną łyżkę obrabiać jeszcze papierem ściernym?
Wszystko zależy od własnych preferencji. 🙂 Jeśli woli Pan gładką powierzchnię drewna to zalecamy użycie papieru ściernego, natomiast jeśli należy Pan do grona miłośników drewna o charakterystycznych nierównościach, powstałych na skutek strugania to jak najbardziej łyżka może pozostać w takim stanie. 🙂