Jan Papina – rzeźbiarz, który dłutem maluje obrazy Matejki.

Jan Papina to kolejna postać naszego cyklu artysta nietuzinkowy. Człowiek ten do nietuzinkowych należy z całą pewnością, ponieważ wielkość jego dzieł przekracza wszelkie granice. Przeczytajcie nasz wywiad i poznajcie niezwykłą historię człowieka, który przez 5 lat nie rozstawał się z dłutem, tworząc obraz Matejki w drewnie.

DLUTA.PL: Panie Janie przyznam, że Pana życiowe losy są dość intrygujące. Pana ścieżka edukacyjna oraz początki zawodowej kariery opierały się głównie o akcent wojskowy. Skąd wzięła się w Panu pasja do rzeźbiarstwa? Jak wyglądały pierwsze kroki a właściwie pierwsze ruchy dłutem?
rzezba-jan-papina
J.P.: Zamiłowanie do plastyki interesowało mnie od najmłodszych lat. Bardzo lubiłem rysować, malować itp. nawet w szkole średniej powstał zamysł, aby próbować po maturze zdawać na studia plastyczne. Jednak to były inne czasy, nie było tak jak dziś, kółek plastycznych, które mogły wyławiać zdolniejsze dzieci i pomagać ukierunkować swoje pasje. Przeszkodą były również możliwości finansowe rodziny. Po maturze trzeba było wybrać dalszą drogę życia, ale jak już wspomniałem warunki finansowe, jak i zamiłowanie do munduru, zdobycie zawodu i wyższego wykształcenia wytyczyły dalszą moją drogę. Zacząłem docierać do materiałów, które za moich czasów edukacji na poziomie szkoły średniej były absolutnie niedostępne. Coraz bardziej rozumiałem gniew i walkę narodu o swoje prawa i otwarcie je popierałem, co dla przełożonych było bardzo nie wygodne, a w rezultacie usunięto mnie z armii (ironia-armia, która miała bronić i służyć temu narodowi). Zachowałem jednak stopień wojskowy (kapitan), lecz zostałem bez środków do życia, w sytuacji, gdy w kraju było ciężko znaleźć pracę dla żołnierza (tuż po stanie wojennym), moją odskocznią od tych wszystkich trudności stało się malowanie różnych obrazów, tworzenie muzyki, aż przypadek sprawił, że spróbowałem rzeźbić, co z czasem przerodziło się w sposób na zapewnienie bytu rodzinie.
DLUTA.PL: W Pana życiorysie nie brakuje wątków kulturowych, jednakże częściej była to scena teatralna oraz muzyczna. Dlaczego zrezygnował Pan z publicznych wystąpień na rzecz żmudnej i dziejącej się raczej w samotni pracy rzeźbiarza?
J.P: Jak już wspominałem z działaniami artystycznymi, byłem związany bardzo obszernie, rzeźbiarstwo było jednak zajęciem mało popularnym i dość niedostępnym. Realizowałem się wówczas w innych działaniach kulturalnych, np. przez 5 lat szkoły średniej byłem członkiem zespołu „pieśni i tańca Wałbrzych”, z kolegami założyłem zespół bigbitowy o nazwie „Varlicondy”, który działał przez 3 lata. Początek mojej przygody z rzeźbiarstwem to całkowity przypadek. Zostałem poproszony o wykonanie figurki matki boskiej do zakładanej kapliczki dla chorych w szpitalu MSW. Chwyciłem wiec za dłuta i zacząłem rzeźbić.
DLUTA.PL: Rzeźbiarstwo / praca z drewnem – gdyby miał Pan opisać w kilku słowach, czym dla Pana jest?
J.P.: Muszę zaznaczyć, że nigdy z żadnych moich prac nie wykonywałem na zamówienie, lecz z własnej potrzeby serca chcąc przypomnieć jakieś ważne wydarzenie związane z historią naszego kraju, a dzięki temu, że niektóre znalazły nabywców, powstawały następne. Wykonałem też wiele rzeźb o tematyce sakralnej, które w większości zostały podarowane do kościoła w mojej parafii. Jako katolik wierzę, że jest to dar od Boga, który pozwolił mi, poprzez realizowanie tej pasji na wielkie przeżycia, emocje i pożyteczne spędzenie czasu nie myśląc o nieuchronnej starości w mojej wędrówce życia.
DLUTA.PL: Pańska pierwsze rzeźba? Co to było?
J.P.: O moją pierwszą rzeźbę zostałem poproszony przez szpital MSW, wykonałem wtedy figurkę matki boskiej, która stanęła w kapliczce dla chorych. Kolejną pracą rzeźbiarską była „Ostatnia wieczerza” z 1999 r., którą podarowałem kościołowi w mojej parafii. To była już duża praca, trwała 2 lata, ale spowodowała, że pokochałem drewno a tworzenie w nim, sprawiało mi ogromną radość oraz pochłaniało mnie coraz bardziej i stało się moją pasją- wciągnęło jak „narkotyk”.
DLUTA.PL: Odpowiednie narzędzia, to konieczny element Pańskiej pracy. Którymi pracuje się Panu najlepiej, bez których nie osiągnąłby Pan zakładanego efektu?
J.P.: Narzędzia, jakimi się do tej pory posługiwałem, były narzędziami lichej jakości nieznanej marki kupowane na bazarze za parę złotych. Dopiero profesjonalne dłuta od Pani Agnieszki z dluta.pl spowodowały, że praca stała się łatwiejsza i przyjemniejsza a ja mogłem docenić jakość narzędzi, na które w tamtym czasie w mojej finansowej sytuacji nie było mnie stać (do dzisiaj pracuję tymi dłutami). Są to dłuta firmy Narex oraz Kirschen.
DLUTA.PL: Podobno Pana ulubionym malarzem jest Matejko, co Pana w nim fascynuje? Dlaczego właśnie jego obraz “Bitwa pod Grunwaldem” stał się inspiracją do stworzenia Pana największego dzieła?
J.P.: Jako żołnierz, ale i osoba zakochana w malarstwie Jana Matejki zrozumiała jest moja fascynacja tym malarzem, który przedstawia w mistrzowski sposób zarówno sceny batalistyczne, jak i rodzajowe związane z bardzo ważnymi wydarzeniami Rzeczpospolitej na przestrzeni wieków. Postanowiłem więc niektóre z nich (szczególnie dla młodych pokoleń), przypomnieć tworząc inną ich formę (trójwymiarową) tak jak np. „Grunwald…”, by uczcić 600-lecie tej Victorii.
DLUTA.PL: Praca nad drewnianą repliką wspominanego wyżej obrazu, to bardzo żmudne zajęcie, wykonanie go w rozmiarze 1:1 musiało zając sporo czasu. Czy miewał Pan chwilę załamania czuł, że to nie ma sensu i chciał zrezygnować?
J.P.: W 2003 r. zaczęła mi świtać szalona myśl wykonania płaskorzeźby „Bitwa pod Grunwaldem” w skali 1:1. po wielu przemyśleniach, konsultacjach i rozmowach z zaprzyjaźnionym prof. architektem i wielkim patriotą-sybirakiem doszliśmy do wniosku, że najpierw spróbuję wykonać ją w skali 1:3, aby sprawdzić swoje możliwości czy podołam tak skomplikowanemu zadaniu i jaki będzie „odbiór” oglądających, bo od tego zależeć będzie moja decyzja i starania, by przystąpić do realizacji pierwotnego zamiaru. Oczywiście miałem ogromne obiekcje, lecz nie był to strach, ale obawa przed nieznanym. Pracę rozpocząłem i im dalej brnąłem i zatracałem się w tworzeniu tego utworu, sprawiało mi to coraz więcej satysfakcji i coraz bardziej zacząłem wierzyć, że to „szaleństwo” można zrealizować. Upewniał mnie w tym również pan profesor, który podczas tworzenia często przebywał w mojej pracowni (przerobionej z garażu), a widząc efekt mojej codziennej (10 do 12 godzin) pracy, mobilizował mnie swoją pozytywną opinią. Po roku wysiłku samotności nastąpiło uroczyste odsłonięcie w Muzeum Lubuskim w Zielonej Górze w 2004 r. a reakcja oglądających i pozytywne opinie mediów zmobilizowały mnie do dalszych działań i realizacji pierwotnego zamiaru, czyli wykonania „Bitwy…” w skali 1:1. Nie będę opisywał ile starań, pracy i próśb do różnych osób, firm organizacji i władz występowałem o pomoc, by mogła powstać ściana drewna składająca się z 34 bloków drewnianych o wymiarach 10 m x 4,8 m i gr. 50 cm, w której powstanie „Grunwald” w skali 1:1, bo trzeba by zapisać cały zeszyt. Faktem jest, że po 2 latach starań mogłem przystąpić do realizacji mojej pasji i stanąć z dłutem w kwietniu 2005 r. rozpoczynając rzeźbienie. Jak pomyślę dzisiaj o tym szalonym czasie i że udało się to zrealizować to aż samemu mi trudno uwierzyć, że to się powiodło, lecz to dzięki takim ludziom jak firma pani Agnieszki, która wspomogła mnie porządnymi dłutami, ostrzałką do dłut itp. mogło mi się to udać. Nikt nigdy do tej pory nie wykonywał takich utworów w drewnie zwłaszcza o takich gabarytach, więc czas na wykonanie (5 lat) mógłby się okazać za mały dlatego praca trwała codziennie (jak to się mówi świątek, piątek i niedziele) po 10-12 godzin a im bardziej wyłaniała się forma i obraz nabierał obmyślonego przeze mnie kształtu, tym bardziej pochłaniała mnie ta praca, a moja pasja i wiara, że to, co wydawało się nie do wykonania, staje się realne. Przez cały okres tworzenia na terenie skansenu w użyczonej mi na ten cel stodole gdzie odwiedzali mnie turyści, ich opinie wyrażane w pamiątkowych księgach (3 szt.) niwelowały moje chwile zmęczenia i słabości.
DLUTA.PL: Gdzie obecnie można obejrzeć najpopularniejsze z Pańskich prac?
J.P.: Gdy rzeźba „Grunwald” wykonana była w 80% padła propozycja kupna jej przez Urząd Miejski ZG. Jednak, gdy doszło do konkretnych rozwiązań, Rada Miasta słuchając się różnych „mądrali”, zaprzepaścili tę możliwość. Ja wykonując tę rzeźbę, nie robiłem jej z myślą sprzedaży, lecz skoro była taka możliwość, że wówczas mógłbym dalej realizować swoją pasję, wykonując jeszcze (skoro czuję się na siłach) jakieś inne utwory nawiązujące do historii naszych dziejów, a środki pozyskane ze sprzedaży pozwoliłyby mi na zakup materiałów (drewno lipowe, jego obróbka itp.) na te prace. Mimo iż miasto nie kupiło tej rzeźby, a negocjacje trwały rok, trafił się przedsiębiorca z Podkarpacia, który zakupił „Grunwald” i ufundował uroczyste odsłonięcie jego w 2010 r. w swojej rodzinnej miejscowości. W ten sposób powstały takie prace jak „Rejtan-Przestroga” „XX w. Rzeczpospolitej” składający się z pięciu monumentalnych rzeźb. Obecnie zarówno „Grunwald”, jak i „Rejtan przestroga” znajdują się w Rzeszowie i czekają zabezpieczone na ich stałą ekspozycję.
DLUTA.PL: Czy pracuje Pan obecnie nad jakimś nowym projektem? Czy może Pan o nim opowiedzieć?
J.P.: Moja praca teraz skupiona jest nad wykonaniem „Batorego pod Pskowem” z okazji 100-tnej rocznicy niepodległości (oczywiście bez zamówienia), a po jej skończeniu może znajdzie się jakiś kupiec i ją wyeksponuje.
DLUTA.PL: Po wielu latach pracy z drewnem z pewnością ma Pan wiele wskazówek i patentów rzeźbiarskich, czy mógłby Pan zdradzić choć jeden z nich naszym czytelnikom?
J.P.: Z mojego prawie 30. letniego doświadczenia mogę śmiało przekazać początkującym chętnym do zabawy w drewnie następujące uwagi: -Kształt, szerokość i profil dłut powinno uwzględnić się pod kątem tego, co chce się zrobić np. jaka ma być wielkość rzeźby, czy to będzie rzeźba pojedynczej osoby, czy ornamenty, czy sceny rodzajowe takie np. jakie wykonuję ja – rzeźby monumentalne z wieloma postaciami i elementami, które wykonuję dłutami ciesielskimi, gdyż uważam, że to właśnie te dłuta dają odpowiedni rys i fakturę, tak by rzeźba żyła, a nie była wyszlifowanym plastikiem jak np. spod drukarki 3,4 lub 5 D. Po wielu latach pracy twórczej i zmagania się z materią, jakim jest drewno, uważam ten czas za wielką pasjonującą przygodę. Każdy człowiek to specyficzna indywidualność, mający inne odczucia, priorytety, wrażliwość i zdolności. Życie też dyktuje inne warunki i często jest tak, że nie zawsze robimy to, czego byśmy pragnęli. Trzeba przecież zarobić na życie utrzymanie rodziny itp. ale szczęśliwy jest ten człowiek, który na pewnym etapie swojego życia może realizować, to o czym marzył- mnie się TO UDAŁO. Nie ma co dywagować i szukać wymówek „a bo ten ma takie zdolności, a tamten co innego”- masz jakieś marzenie (pasje), staraj się je realizować, gdyż jest to złoty środek, by nie popaść w depresję czy inne dolegliwości. Podziwiam np. ludzi z fizycznymi ułomnościami, którzy malują ustami, nogami i nie narzekają na los, więc RÓBMY TO, CO DAJE NAM RADOŚĆ W TYM ŻYCIU.
Wywiad przeprowadziła: Agata Głowacka Foto: prywatne archiwum Jan Papina

3 komentarze do “Jan Papina – rzeźbiarz, który dłutem maluje obrazy Matejki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Call Now Button